Mijając kilku grajków i mentów wbiłam się do wagonu. Tutaj stało dwóch kolesi, którzy nieśli rozwalony telewizor. Na co im ten telewizor - to nie mam pojęcia. Obok nich siedziała starsza kobieta z całą reklamówką kalafiora, a na przeciwko niej dwóch młodych licealistów obmacywało się po swoich kroczach w miejscu publicznym - byłam nieco zdegustowana. Jednak największą uwagę zwrócił na siebie czarnoskóry jegomość, stojący z przodu wagonu. Gość co chwila drapał się - raz po głowie, raz po tyłku, raz po jajach. Podeszłam do niego spytać czy mogę mu w czymś pomóc. Efektem było wybitnie obfite ślinienie się Bobbiego, który zamiast czochrać swojego boba, objął mnie ręką mówiąc czule: what the fuck you want from me? Spodobało mi się te męskie i zdecydowane przytulenie... dlatego też chwyciwszy go lewą ręką za krocze wbiłam się swym językiem prosto w jego usta...